slide 1

Co powinniście wiedzieć o nowym ustroju gospodarczym Polski (w pytaniach i odpowiedziach, taka rozmowa ducha z ciałem Józefa Kamyckiego )

Andrzej Jędrzejewski włącz .

Gwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywna
 
1. Jakie są konieczne zmiany ustroju gospodarczego w Polsce.
Jeśli by ująć to hasłowo to czekają nas działania mające na celu mobilizację kapitału
strukturalnego oraz uszczelnienie Polski przed wyciekiem kapitału finansowego.
2. Co Pan rozumie pod pojęciem kapitału strukturalnego.
Najogólniej rzecz ujmując chodzi o poprawę warunków dla współdziałania przedsiębiorców
między sobą oraz przedsiębiorców ze swoimi załogami. Przejście od konfliktowego do partnerskiego
modelu stosunków przemysłowych.
3. Współdziałanie to chyba skłonność indywidualna i czy są tu konieczne jakieś nowe regulacje
prawne.
Tak mogłoby się wydawać. Jednak relacje gospodarcze zostały skonstruowane dla silnych.
One to paraliżują kreatywność gospodarki.
4. Czy mógłby Pan podać jakieś przykłady.
Owszem. Pierwszym z nich jest kanon gospodarki liberalnej jakim jest tajemnica handlowa,
drugim znana paremia prawnicza volenti non fit iniuria (temu, który się zgodził nie dzieje się krzywda).
Na tych dwóch zasadach zbudowana jest cała nasza cywilizacja zachodnia. To wszystko ubrane
jest w piękne słowa o swobodzie umów i wolnym rynku. W gruncie rzeczy chodzi o to aby tymi
pięknymi hasłami przykryć bezwzględną grabież słabszych podmiotów gospodarczych. W tym duchu
wprowadzone są zasady rozrachunków przedsiębiorców w łańcuchu dostaw, w tym duchu napisany
jest kodeks spółek handlowych, w tym duchu wprowadza się praktykę pieniężnych regulacji
obrotu gospodarczego.
5. Trudno się jednak z Panem zgodzić. Przecież te zasady są stosowane powszechnie a jednak gospodarki
w niektórych krajach mają się lepiej a w niektórych gorzej. Czy nie uważa Pan, że tu jednak
decydują czynniki kulturowe.
Owszem, czynniki kulturowe mają duże znaczenie, ale ich kształt nie bierze się znikąd.
Skłonność do współdziałania jest wypadkową gospodarczych doświadczeń lub najnormalniejszego
codziennego interesu. Zatem państwo powinno ingerować w obszar dotychczas zastrzeżony dla
swobody umów. Wszędzie tam gdzie to robi, gdzie staje po stronie podmiotów słabszych, gospodarki
zaczynają nabierać rumieńców.
6. Co zatem powinniśmy zrobić w Polsce?
Ech... Do zrobienia jest wiele.
7. To od czego by Pan zaczął.
Od rzeczy technicznie najprostszej i najpilniejszej. Od wydania stosownych rozporządzeń
wykonawczych, aby w Polsce mogły zafunkcjonować związki gospodarcze o integracji produktowej.
8. Nie rozumiem. Przecież taki związek można założyć korzystając z ogólne zasady swobody umów.
Przedsiębiorcy przecież mogą kształtować wzajemne stosunki na takich zasadach jakie uznają za
stosowne.
To nie do końca tak. Związki gospodarcze o integracji produktowej powstają na bazie prawa
o wspólnych ustaleniach umownych. Ponieważ wymagane jest tam ustanowienie wspólnej kontroli
bardziej precyzyjnie jest nazywać je wielostronnymi umowami wspólnie kontrolowanymi. Jak dotychczas
polskie prawo gospodarcze nie zabezpiecza ani umów wielostronnych, ani wspólnie kontrolowanych.
To byłoby całkowite novum w polskiej przestrzeni gospodarczej.
9. Przecież takie umowy wielostronne istnieją a są to umowy konsorcjum.
Hola, hola... Umowy konsorcjum nie są umowami wielostronnymi. Chociaż występuje w
nich wiele podmiotów to całe przedsięwzięcie redukowane jest do kilku, kilkunastu umów dwustronnych
pomiędzy liderem konsorcjum a podwykonawcami. Umowy te nie są także wspólnymi
ustaleniami umownymi w duchu Międzynarodowego Standardu Sprawozdawczości Finansowej nr
11 – wspólne ustalenia umowne. Nie są to też umowy wspólnie kontrolowane, gdyż zawierane są w
duchu tajemnicy handlowej i tej nieszczęsnej paremii prawniczej, że temu, który się zgodził nie
dzieje się krzywda. W przeważającej większości przypadków podwykonawca godzi się na wszystko,
aby przeżyć i nie umrzeć z głodu.
10. Czy aż tak jednoznacznie wyklucza Pan kwestie moralności.
Nie, to system tak działa. Większość prac konsorcjanci pozyskują w drodze przetargu. Robotę
bierze ten, kto staje się o jednego centa tańszy. Tak to działa i działa to obiektywnie, bez
względu na warstwę etyczną.
11. Mówił Pan o jakichś przepisach wykonawczych. O co tu chodzi.
Trzeba by najpierw powiedzieć co to są te wielostronne umowy wspólnie kontrolowane. Jeśli
ktoś zna historię „Stowarzyszeń do poszczególnych czynności handlowych na wspólny rachunek”
z powszechnej ustawy handlowej zaboru austro-węgierskiego ten wie o co chodzi. Wspólnicy
umawiają się na korzyści ze wspólnego działania proporcjonalnie do poniesionych kosztów. Te
koszty muszą być wykazane i uzasadnione. Wspólna kontrola sprowadza się zatem do wspólnej
kontroli technicznego kosztu wytworzenia u każdego ze wspólników. Kompletnie zatem wyłącza
się tajemnicę handlową. Produkt wspólnego działania trzeba sprzedać i po sprzedaży się rozliczyć.
Tu tkwi problem: jak sprzedać i jak się później rozliczyć. Sprzedać trzeba w trybie podobnym do
sprzedaży komisowej. Później podmiot sprzedający (wytwórca końcowy lub sklep) musi poprzenosić
na wspólników ich części w cenie sprzedaży.
12. To w czym problem? Przecież mogą to zrobić bez zmiany płatniczych obyczajów.
Nie zupełnie. Właściwe emocje scalające wszelkie działania w umowach wspólnego działania
osiągane są przez przyjęcie rozwiązania, że wspólnicy zaspokajani są dopiero po sprzedaży,
gdyż dopiero wtedy znana jest cena jaką zaakceptował rynek. Nie można zatem prowadzić rozliczeń
z wykorzystaniem prostego łańcucha dostaw. W tym przypadku zachodzi konieczność zastosowania
„odwróconego łańcucha płatności’. Do obsługi takich sytuacji biznesowych przewidziana
jest w zaleceniach unijnych faktura VAT w wersji „samofakturowanie”. Niestety rząd nie wydał w
tym celu stosownych rozporządzeń wykonawczych.
13. Jeśli przedsiębiorcy chcieliby działać razem to przecież mogą sobie założyć spółdzielnię. Jest to
rozwiązanie oczywiste i stare jak świat.
Niektórzy twierdzą, że spółdzielnie „skompromitowały się za komuny” i nikt nie chce do
nich wracać. Nie jest to prawda. Spółdzielnie jakie znamy, chociażby z prawa spółdzielczego, bazowały
na koncepcji kolektywistycznej. Zatem musiał się pojawić wspólny kapitał i ociężałe organy
nim zarządzające. Dlatego jeśli już coś się skompromitowało to właśnie ta kolektywistyczna koncepcja.
Wspólne ustalenia umowne, albo jak kto woli „wielostronne umowy wspólnie kontrolowane”
bazują na koncepcji personalistycznej. Nie ma w nich ani złotówki wspólnego kapitału a struktura
organizacyjna może być „lekka”i bardziej oparta o więzi nieformalne niż formalne. Każdy ze
wspólników umowy wspólnego działania wykonuje i finansuje swoją część „życia produktu” od pomysłu
aż po półkę sklepową. Zatem w przypadku rolnictwa muszą w nim brać udział: broker sieciowy,
rolnik, młynarz, piekarz i sklep, a sklep to koniecznie. Na podstawie wcześniej sporządzonej
kalkulacji w układzie podmiotowym każdy będzie miał swój „udział” w bochenku chleba proporcjonalnie
do swoich kosztów. To rozwiązanie ma zapewnić aby nikomu nie działa się krzywda.
Cenę ustala rynek a rozrachunku dokonuje sklep po sprzedaży.
Jeśli zatem ktoś twierdzi, że w krajach ościennych bujnie rozkwita spółdzielczość, niech się
temu procesowi dobrze przypatrzy. Z pewnością nie doszuka się w nich koncepcji kolektywistycznych.
Są to związki gospodarcze o integracji produktowej zwane krócej klastrami.
14. I sądzi Pan że takie rozwiązanie od razu postawiłoby naszą gospodarkę na nogi?
No nie od razu. Stopniowo ale bezwzględnie i głęboko. To o czym mówię w gospodarce nazywa
się sieciowaniem przedsiębiorstw. Jak mówił były minister gospodarki Włoch Bruno Lamborghini
„...integracja na poziomie biur musi poprzedzać integrację na poziomie warsztatów – nigdy
odwrotnie...” Zatem zanim przedsiębiorcy usiądą przy stole aby debatować nad tym co mogliby
zrobić razem, trzeba przedsiębiorstwa do tego przygotować. Dobre chęci mogą się bowiem skończyć
prostym pytaniem księgowej: no dobrze, ale jak ja mam zaksięgować 27% udziału w sprzedaży
bigosu? Na razie ministerstwa w takich przypadkach polecają wymianę księgowej (sic!). A z ministerstwami
to mamy na pieńku. Istnieje tam powszechne przekonanie, że integracja produktowa
jest ukrytą formą optymalizacji podatkowej. Tymczasem jest to rozwiązanie, powszechnie stosowane
zwłaszcza w praktyce gospodarek dalekowschodnich. Spowodowało to daleko idące zmiany w
procesach projektowania i wytwarzania. Podczas gdy nasze przedsiębiorstwa mentalnie tkwią w
epoce typoszeregów daleki wschód korzysta z tzw. inteligentnej modularyzacji. Skutkuje ona radykalną
obniżką kosztów wytwarzania.
15. Jak to sobie Pan wyobraża w warunkach polskich. Nie mamy ani takiej mentalności jak Koreańczycy,
ani prawa, ani bazy dobrych praktyk.
Powiem jeszcze, że jest gorzej. Prawo gospodarcze pisane pod dyktando możnych tego
świata ma zapobiegać właśnie takim sytuacjom, w których polscy przedsiębiorcy spotykają się po
to, aby pogadać o tym co nowego mogą robić razem. Boją się podniesienia polskiego kapitału
strukturalnego.
16. Ciągle nie widzę jednak tej przysłowiowej wisienki na torcie, tego akordu, który przemawiałby
za tą koncepcją biznesową.
Mieliśmy gospodarkę planową – było źle. Zmieniliśmy ją na gospodarkę rynkową i w polskich
rękach zostało niewiele. Rozwiązanie o którym mówimy zbliża nas do tzw. „typu idealnego
przedsiębiorstwa w konkurencyjnej gospodarce rynkowej” czyli do gospodarki samo-koordynującej
się. Jeśli przedsiębiorcy spotykają się dopiero na rynku, to spotykają się o kilka lat za późno. Trzeba
zaprosić ich do stołów negocjacyjnych. Tysięcy takich stołów w skali kraju. Trzeba wreszcie oddać
gospodarkę przedsiębiorcom z tego najprostszego powodu: bo się na tym znają.
17. Drugie zadanie jakie Pan wymienił to uszczelnienie Polski przed wyciekiem kapitału finansowego.
Może coś na ten temat.
Tu proszę wytężyć wyobraźnie, gdyż będę mówił o zjawiskach ekonomicznych, których nie
widać z poziomu gospodarstwa domowego. Aby te zjawiska dostrzec trzeba na gospodarkę spojrzeć
z dalszej perspektywy.
18. Czego zatem nie widać z poziomu gospodarstwa domowego.
Z poziomu gospodarstwa domowego nie widać, że wszyscy płacimy na rzecz finansowych
instytucji monetarnych tzw. podatek inflacyjny. Inflacja – wbrew powszechnemu poglądowi – nie
anihiluje pieniędzy. Ona, przy już istniejącym głodzie monetarnym, tworzy nowe potrzeby pożyczkowe.
Aby ocenić wielkość tego podatku to też musimy zmienić perspektywę i popatrzeć na Polskę
jako na całość. Oszacujmy to: 2% rocznej inflacji od 1.3 biliona zł (agregat monetarny M3) daje jakieś
26 mld zł rocznie. Wszystko zabrane bezszelestnie z kieszeni Janka, Franka i Zosi. To tyle co
koszt programu 500+. Ilu ludzi to sobie uzmysławia? - prawie nikt.
Z poziomu gospodarstwa domowego nie widać także, że musimy się zapożyczyć aby wykupić
wzrost PKB. Nasz dodatkowy pot jest przywłaszczany przez system bankowy bezszelestnie i w
majestacie prawa. Tu mamy do czynienia z kradzieżą doskonałą. Nie powiem prawie doskonałą a
właśnie doskonałą. Doskonałą, że względu na zerową świadomość monetarną społeczeństw. Przy
wszystkich zastrzeżeniach jakie mamy do takich wskaźników jak wzrost PKB czy wzrost PNB,
zwykle finansowany on jest kredytem bankowym, a społeczeństwo nie ma środków aby ten wzrost
wykupić. Zatem czy mamy śmiać się czy płakać gdy sobie policzymy: 5% od 2 bilionów PKB to
jest 100 mld zł. rocznie! Im bardziej intensywniej pracujesz tym bardziej nabijasz kasę banksterom.
Pytanie: ilu z nas to rozumie?
Następnie lichwa. Powszechnie akceptujemy fakt, że chęć posiadania dóbr wtedy gdy nas na
nie nie stać powinna kosztować. Czy jednak powinna kosztować tak dużo. Otóż na poziomie prawie
zerowym jest wiedza o tym, że stopy procentowe są obecnie podstawowym instrumentem regulującym
wypływ pieniądza na rynek. Zwykle to wysokość lichwy kojarzy nam się z chciwością banków,
a nie jest to do końca prawda. W 2017 roku nasze banki zebrały 71 mld zł lichwy. Zebrały bo
musiały aby utrzymać cel inflacyjny. Znów mam wrażenie, że mówię do ściany, że nikt tego nie rozumie.
Oczywiście utrzymanie wtórnego obiegu pieniężnego, który jest niezbędny, kosztuje, ale
kosztuje o jakieś 40 mld zł za dużo.
Jak sobie policzymy, to architektura monetarna polegająca na kreacji pieniądza jako oprocentowanego
długu kosztuje nas około (26 + 100 + 40) 160 mld zł rocznie. Obecnie mamy taki
stan: profesorowie patrząc na te cyfry nie protestują, wyborcy nie wierzą.
19. Przecież nigdzie nie jest napisane, że państwo, przedsiębiorstwa, gospodarstwa domowe powinny
się zapożyczać.
Przestać się zapożyczać to znaczy co? - odczarować inflację, zabronić ludziom zaspokajania
ich potrzeb życiowych, zabronić przedsiębiorcom produkowania ponad miarę, wstrzymać wszelkie
prace nad nowymi produktami? Nonsens! Trzeba zmienić architekturę monetarną tak aby pieniądze
w prawidłowy sposób oliwiły tryby gospodarki.
20. Co zatem proponujecie?
Proponujemy kontynuowanie prac nad systemem monetarnym w miejscu w którym prace
nad nim przerwał laureat Nagrody Nobla Milton Friedmam.
21. Czy chodzi o koncepcję „pieniędzy z helikoptera”. Przecież ta koncepcja skompromitowała się
sama.
Ta koncepcja się nie skompromitowała ale nie została dokończona. Friedman wykorzystał
starą jak świat ilościową teorię pieniądza i podał bardzo praktyczny postulat: emisja przyrostowa
powinna być rozproszona do gospodarki tak, aby wszystkim podmiotom gospodarczym, bez względu
na układ terytorialny i branżowy stworzyć identyczne warunki regulowania płatności. Nie zaproponował
jednak praktycznego sposobu realizacji tego postulatu.
22. Nie potrafił czy mu na to nie pozwolono?
Sądzę, że po trosze jedno i drugie. Prezydenci USA, którzy próbowali coś z tym fantem zrobić
nie kończyli najlepiej. John F. Kennedy koncepcję „srebrnego dolara” przepłacił życiem.
23. A wy się nie boicie. Czy los Kadafiego nie studzi waszych zapałów reformatorskich.
Kadafi to inny przypadek. Natomiast Kennedy popełnił zasadniczy błąd: chciał swoim sposobem
uszczęśliwić Amerykanów zupełnie nie przygotowanych na przypływ tego szczęścia. Nie
przygotował Amerykanów na to , aby w chwilach próby stanęli przy nim. Nie zrobił z FED-u westernowego
bandyty podczas, gdy ten ostatni ciągle chodzi w aureoli tego który na ziemi wykonuje
pracę Boga. W istocie, wyczarowywanie pieniędzy z powietrza zakrawa na spółkę z siłami nadprzyrodzonymi.
Ludzie ciągle mają w podświadomości pieniądz kruszcowy a to ułatwia powszechny
światowy rabunek. Zatem najpierw edukacja monetarna tak, aby na barykady poszli wszyscy: od
ministra po gospodynię domową.
24. Jeśli zatem, Friedman nie wiedział a Kennedy popełnił błąd to jak chcecie się z tym problemem
zmierzyć.
Przede wszystkim trzeba dotrzeć do ludzi z cyframi o których wcześniej była mowa. Trzeba
dotrzeć z prawdą o tym, że należy im się rekompensata za spadek wartości nabywczych posiadanych
przez nich pieniędzy na skutek inflacji, trzeba dotrzeć do nich z prawdą, że należy im się dywidenda
za wzrost PKB i o tym, że lichwa nie jest dopustem Bożym.
25. Od świadomości do użyteczności droga daleka. Co z tego, że ludzie będą wiedzieli. Za sprawą
mediów społecznościowych już sporo wiedzą, jednak nie przekłada się to na jakieś konkretne oczekiwania.
Te oczekiwania trzeba zwerbalizować a konkretnie przetworzyć na strategię monetarną i
wspierające ja instrumenty polityki pieniężnej. Taką koncepcję przygotowaliśmy. Jest nią architektura
monetarna pieniądza suwerennego. Sięga ona głęboko w takie dokumenty jak Konstytucja RP,
ustawa o NBP, założenia polityki pieniężnej.
26. Jakie zmiany powinny być wprowadzone do Konstytucji.
Żadne a co najwyżej kosmetyczne. Należy ożywić art. 227, który mówi „Centralnym bankiem
państwa jest Narodowy Bank Polski. Przysługuje mu wyłączne prawo emisji pieniądza oraz
ustalania i realizowania polityki pieniężnej. Narodowy Bank Polski odpowiada za wartość polskiego
pieniądza”. Ta „kosmetyczna” zamiana mogłaby polegać na tym że prawo to dotyczy emisji pieniądza
bez względu na jego formę: znaków pieniężnych czy pieniądza elektronicznego. Nad koncepcją
elektronicznego pieniądza banku centralnego pracuje wiele państw i dlaczego Polska ma być
od nich gorsza.
27. A czy art. 220 nie przeszkadza? Przecież zabrania on finansowania budżetu przez NBP .
Wręcz przeciwnie. Jest on raczej darem opatrzności. Odbiera politykom kręcenia kiełbasek
wyborczych a zatem psucia pieniądza. Istnieje inny sposób rozproszenia emisji niż przez budżet.
Nikt nie zabrania nam „zaparkować” te pieniądze w gospodarce tak, aby społeczeństwo skorzystało
z efektów wtórnych.
28. No dobrze. NBP wyemituje tyle ile się należy i zaparkuje te pieniądze w gospodarce. Jeśli do
tego banki komercyjne będą mogły kreować pieniądz bankowy to katastrofę mamy pewną. Nie sądzi
Pan?
Obecnie polityka pieniężna prowadzona jest w sytuacji nadpłynności sektora bankowego.
Oznacza to, że tani pieniądz bankowy mógłby nas zalać i państwo ponosi potężne koszty aby uniknąć
takiej powodzi. Generalnie banki komercyjne powinny być pozbawione możliwości kreacji pieniądza
z wykorzystaniem mechanizmu rezerwy cząstkowej. Powinny być sprowadzone do roli portmonetek.
Emisja pieniądza suwerennego i zaparkowanie go w gospodarce obniżyłaby potrzeby pożyczkowe
na około 50 mld zł rocznie. Dodatkowo ludziom pozostałoby w kieszeniach około 40
mld zł rocznie z tytułu ograniczenia lichwy. Zatem głód monetarny zmniejszyłby się o około 90 mld
zł. Przed zalewem nas pieniądzem bankowym mogłoby uchronić nas podwyższenie oprocentowania
na rynku międzybankowym. Stopa referencyjna na poziomie 10% rozwiązywałaby sprawę.
29. Jest Pan inżynierem a nie ekonomistą. Czy stanąłby Pan pod mostem podczas próby obciążeniowej.
Tak ale pod warunkiem gdyby te pieniądze z emisji były prawidłowo zaparkowane w gospodarce.
30. Co to znaczy „pieniądze zaparkowane w gospodarce”.
To jest właśnie to z czym nie poradził sobie Milton Friedman. Pieniądze z suwerennej emisji
powinny w pierwszej kolejności odblokować zatory płatnicze w gospodarce. W tej chwili przedsiębiorcy
średnio oczekują na realizacje płatności 3 miesiące i 24 dni. To jest koszmar. Aby odblokować
te zatory trzeba z pieniędzmi dotrzeć do wszystkich proporcjonalnie do skali ich działalności.
Zatem muszę zmartwić wszystkich, którzy by chcieli z tych pieniędzy finansować jakieś konkretne
projekty. Może ktoś powie, że mamy dobre doświadczenie z Korei Południowej, w której to tzw.
„perswazja kredytowa” dała dobre rezultaty. Jednak odbiór społeczny tej formy „tuczenia czeboli”
był negatywny a sam jej twórca prezydent Park Chung-hee przepłacił to życiem. Mamy lepsze rozwiązanie.
31. Na czym ono polega.
Pewną miarą wielkości gospodarczej jest ilość zatrudnionych pracowników. Miarą na tyle
dokładną że można by jej użyć do realizacji koncepcji „helicopter money”. Proponujemy zatem aby
dokapitalizowywać przedsiębiorstwa proporcjonalnie do ilości zatrudnionych – to po pierwsze. Po
drugie w taki sposób, aby nie doprowadzić do napięć społecznych. Zatem pieniądze w ilości wynikającej
z podzielenia kwoty emisji przez ilość zatrudnionych byłyby przekazywane na imienne konta
pracownicze, których ewidencję prowadziłby Bank Gospodarstwa Krajowego. Z kolei BGK
dbałby o to aby pieniądze „szły za pracownikiem”. Przy obecnych parametrach gospodarczych tzn
wielkości emisji szacowanej na około 50 mld zł rocznie i ilości beneficjentów na poziomie 8 mln
byłoby to około 5,5 tys. zł rocznie.
32. Kim byliby ci beneficjenci.
Przedsiębiorcy i pracownicy przedsiębiorstw sfery produkcyjnej. Oczywiście prawodawca
powinien określić zasady uczestnictwa w tym programie. Byłby to niezwykle efektywny instrument
prowadzenia polityki gospodarczej, uszlachetniania ustroju społecznego, reformy systemu
emerytalnego (naturalny filar kapitałowy) oraz uszczelnienia systemu podatkowego (działalność w
szarej strefie oraz tzw. optymalizacje podatkowe straciłyby swoją atrakcyjność) . Rolnicy już korzystają
z dopłat obszarowych i powinny być one utrzymane, natomiast pracownicy sfery budżetowej
powinni wiedzieć, że to państwo z podatków wyposaża im miejsca pracy i nie muszą się o nie martwić.
33. No dobrze, pieniądze idą za pracownikiem ale co konkretnie pracownik by z tego miał.
Pracownicy otrzymywaliby „siłę materialną” swych decyzji. Decyzja o zmianie miejsca pracy
byłaby jednocześnie decyzją przeniesienia kapitału do przedsiębiorstw lepiej zorganizowanych
lub bardziej perspektywicznych branżowo. W przypadku podjęcia decyzji o podjęciu własnej działalności
gospodarczej byłby to zastrzyk kapitału. Prawo cesji majątkowej pozwalałoby także realnie
pomóc dzieciom w ich gospodarczym usamodzielnieniu. Po przejściu na emeryturę pracownik
mógłby o ich przeznaczeniu zadecydować według własnego uznania. Słowem poszerzyłyby się granice
ich wolności.
33. Kwota raczej nie poraża.
Tak, dlatego korzyści trzeba poszukiwać w efektach wtórnych. Te 5,5 tyś złotych całkowicie
przeorałoby naszą gospodarkę. Dokapitalizowanie udziałów kapitałowych pracowników nie miałoby
zalet pieniędzy trzymanych w banku. Kwoty te byłyby włączone do aktywów przedsiębiorstwa i
funkcjonowały tam na ogólnych zasadach. Jak wiemy aktywa rzeczowe przedsiębiorstw ulegają
procesom umorzenia i amortyzacji. Zatem w przypadku przejadania przedsiębiorstwa ulegałyby pomniejszeniu
a w przypadku zaciskania pasa powiększeniu.
Dodatkowo pracownicy powinni otrzymać realny wpływ na sposób wykorzystywania tych
funduszy. W konsekwencji zrodziłby się nowy typ przedsiębiorstwa z kapitałem statutowym (kapitał
wspólników założycieli) oraz pracowniczym majątkiem produkcyjnym. Jednocześnie musiałby
być zmieniony sposób organizacji gremiów zarządczych. Właściciele pracowniczego majątku produkcyjnego
powinni otrzymać swoją ławę w radach nadzorczy a zarządzanie powinno polegać na
poszukiwaniu alternatyw decyzyjnych możliwych do zaakceptowania przez te dwie strony.
Raczej jako rzeczy przyziemne dopowiem, że przedsiębiorstwa znacznie obniżyłyby koszty
finansowe co zdecydowanie podniosłoby zarówno konkurencyjność na rynku jak i kształtowanie
rozwoju, płac i zatrudnienia.
34. Wspomniał Pan, że mając ten instrument w garści rzad mógłby stosować politykę gospodarczą.
Niektórym może przy tym stwierdzeniu zapalić się czerwona lampka. Przecież wspomniał Pan, że
gospodarkę trzeba oddać przedsiębiorcom: bo się na tym znają.
Niestety, ale mamy pewne zaszłości, których powinniśmy się pozbyć.
35. Jakie to zaszłości.
Otóż po przemianie ustrojowej zachłysnęliśmy się tym co jest mało, bo miało być piękne.
Istotnie: w obecnych warunkach gospodarowania samodzielna działalność gospodarcza zapewnia
najlepszą „jakość życia w pracy” oraz godny prestiż społeczny. Są to wartości na tyle cenione, że
wiele osób godzi się na pracę po 12 godzin dziennie przez 7 dni w tygodniu. Tymczasem – jak pokazuje
doświadczenie – właściwych efektów ekonomicznych można poszukiwać dopiero w organizacjach
koordynujących pracę dla powyżej 50 osób. Dopiero wtedy ujawniają się efekty specjalizacji,
skali działań, lepszego umaszynowienia oraz wypełnienia czasu pracą. Uznając fakt, że rzemiosło
od tysięcy lat rządziło się swoimi prawami, istotnym działaniem polityki gospodarczej powinno
być zainicjowanie procesów przeskalowywania działalności.
36. Na siłę? Przecież przedsiębiorcom nie można zabierać prawa wyboru.
Jeśli powiedziałem, że rząd powinien zapoczątkować proces łączenia się małych, aby stworzyć coś
większego, to mam na myśli działania mogące uatrakcyjnić ten proces. Widzę tu dwa działania: po
pierwsze – podniesienie prestiżu społecznego z najmity do współwłaściciela w spółkach właścicielsko-
pracowniczych, po drugie – sterowanie pulą beneficjentów dywidendy produkcyjnej.
37. Na czym miałoby polegać to „sterowanie pulą beneficjentów”.
Jest to działanie związane z polityką, a więc z pewnym aspektem różnego traktowania przedsiębiorców
i należałoby go najpierw usprawiedliwić. Z planktonem gospodarczym nie zawojujemy gospodarki
zwłaszcza gospodarki innowacyjnej. Z całym szacunkiem dla indywidualnego wysiłku, nie
tam trzeba upatrywać dużej produktywności, wysokich dochodów i wysokich płac. Gdybym był
carem, i ode mnie by to zależało, to dywidendą produkcyjną z rozproszenia emisji objąłbym w
pierwszym roku wszystkich, podnosząc stopniowo w kolejnych latach ilość zatrudnionych a bardziej
precyzyjnie ilość osób dla których koordynowana byłaby praca w danej organizacji. Chodzi o
to, aby stworzyć identyczne kryteria dla związków gospodarczych o integracji kapitałowej jak i
związków gospodarczych o integracji produktowej.
38. Zatem rzemiosło byłoby pokrzywdzone?
Nie koniecznie. Skorzystałoby na efektach wtórnych. Dobrze zarabiającego pracownika dużego
przedsiębiorstwa byłoby stać zapłacić nieco więcej za odmalowanie mieszkania. Trzeba pamiętać,
że ten malarz ciągle miałby prawo wyboru. Dopłat obszarowych w rolnictwie nie otrzymuje każdy i
też jest w tym pewien aspekt polityki gospodarczej.
Jednak carem nie jestem i w tych sprawach powinien wypowiedzieć się naród.
39. Strasznie to zawiłe i skomplikowane. Przecież można prościej: zmniejszyć przedsiębiorcom podatki.
Tak, rozwiązania proste zwykle bywają rozwiązaniami prostackimi. Proszę sobie wyobrazić,
że oto wylewa nam się te 50 mld w formie obniżenia podatków i dodatkowo te 40 mld zł z tytułu
obniżenia lichwy. Argumentacja, że „gospodarka ruszy” jest dobra, ale na festiwalach partii populistycznych.
Ruszy konsumpcja a produkcja nie nadąży. Mamy piękną katastrofę. Ruszy import, kurs
walutowy poleci na łeb, na szyję i zostajemy goli w weseli. Wszystkie pieniądze skierowane na inwestycje
w końcu i tak wrócą do konsumentów, ale wrócą w tym samym czasie w którym przedsiębiorcy
zainwestują i przygotują powiększoną ofertę towarów i usług. Gospodarka to przede wszystkim
efekty mnożnikowe. Warto zatem poczekać te pół roku aby otrzymać trzy razy więcej.
40. Jak Pan sądzi? Czy uda się wam tę nową doktrynę gospodarczą sprzedać w czasie kampanii
wyborczej aby później o nią skutecznie zawalczyć.
Świat zwariował. W systemie demokracji fasadowej liczy się już jedynie przekaz emocjonalny.
Możemy liczyć na to, że PiS i PO zardzewieją od wzajemnego plucia na siebie. Warto wierzyć
w to, ze pojawi się siła polityczna, która przekaż merytoryczny przełoży na przekaż emocjonalny
i wygra. Polska poza PiS o PO istnieje i zaczyna mieć się dobrze. Teraz najważniejsze zadanie
aby dotrzeć z tym przekazem do przedsiębiorców.
41. Może z uporem godnym lepszej sprawy: wyborca potrzebuje prostych konkretów.
Jest tajemnicą poliszynela, że tzw. „piątka Kaczyńskiego” będzie finansowana luzowaniem
ilościowym (ang. quantitative easing, QE) . Można chyba wierzyć posłowi Kuźmiukowi gdy pisze
te słowa na swym blogu relacjonując wypowiedź Minister Czerwińskiej :
„...Co więcej uznała tzw. piątkę Kaczyńskiego za fiskalny pakiet luzowania ilościowego (do tej pory
takim terminem określano politykę luzowania ilościowego realizowane przez banki centralne- np.
EBC, czy Amerykańską Rezerwę Federalną)...”
To musi w końcu na wierzch wypłynąć. Okaże się wtedy, że król jest nagi, że uszczelnienie watu to
mit, że gospodarka kręci się nie tak jak podają publikatory. Pole do przekazu merytorycznego się
poszerzy.
42. Dotykaliśmy szerokiego spectrum zagadnień. Prawdopodobnie diabeł tkwi w szczegółach.
Gdzie szukać więcej.
No niestety ale nie mamy za sobą bogatego sponsora. Stać nas jedynie na działania niskobudżetowe
i - niestety – na marną jakość. Jednak polecam:
1. O związkach gospodarczych o integracji produktowej.
https://www.youtube.com/watch?v=aGLNHw1FfDc&t=334s
2. O architekturze monetarnej takiej jaka jest
https://www.youtube.com/watch?v=v5DV93b-yLE&t=325s
3. O architekturze monetarnej takiej jak być powinna
https://www.youtube.com/watch?v=GBsKgvHY_cA
43. Dziękuje za rozmowę.

UWAGA! Ten serwis używa cookies i podobnych technologii.

Brak zmiany ustawienia przeglądarki oznacza zgodę na to.

Zrozumiałem

Newsletter

Dołącz do naszego biuletynu i otrzymaj bieżące informacje o naszych działaniach

Wyślij

Kontakt

email : biuro[at]koreus.pl
Przedstawiciel : Andrzej Jędrzejewski - tel. 513 989 601
siedziba: 20-068 Lublin, ul. Leszczyńskiego 23